Nadeszła wiekopomna chwila… tj. bal gimnazjalny. Nim nastało oficjalne rozpoczęcie hucznej zabawy, nim część artystyczna z zapowiadanym parodiowaniem historyka i tańce, był stres i nerwy m.in. oto, czy „polonez odpali”. Empatia Belfra pchnęła go w stronę jego zestresowanych uczniów. Szczególnie, że jak zwykle przybył przed czasem i trochę mu się nudziło w pokoju nauczycielskim.
– Tadzik, a co ty masz pod szyją? – zapytał zaczepnie swego ucznia, który nerwowo miętosił węzeł na krawacie, usiłując nadać mu pożądany kształt.
– No, coś mi ten krawat nie leży… i nie mogę go ułożyć.
– My też próbowaliśmy na różne sposoby – ozwali się koledzy wskazując na iPhone’a, który pewnie służył pomocą – ale coś nie wychodziło… On ma jakiś dziwny krawat.
– To może ja spróbuję?
– A umie pan wiązać krawat?
– A myślisz, kto mi zawiązał przed apelem na 11 listopada – uwiarygodniał umiejętności nauczyciela, któryś z uczniów.
– No dobrze… niech pan spróbuje.
Belfer wziął rozsupłany krawat, opasał nim szyję swego ucznia i… zaczął symulować, iż go dusi.
– No to teraz Tadziu – cedził przez zaciśnięte zęby z brutalną satysfakcją na twarzy – za te wszystkie lekcje… twoje głupie uwagi… te wszystkie…
– Ale… proszę pana… co pan… robi?…
– No przecież żartuję – odparł historyk, zaprzestając zaciskania pętli na szyi przestraszonego ucznia. – Chyba nie myślisz, że udusiłbym cię tutaj; przy świadkach, kamerach i w tak uczęszczanym miejscu…?
– No nie wiem – sceptycznie odrzekł, jeszcze oszołomiony uczeń.
Kiedy już zwis męski stał się elegancki, a uczeń – zadowolony, nauczyciel miał już opuścić swych podopiecznych…
– A może umie pan jeszcze poloneza tańczyć?
– Jak to?… A dlaczego pytacie?
– A tak tylko, jakby zaszła taka potrzeba…
– Niespodziewana, rozumie pan; jak z tym krawatem.
– No lepiej nie…
– Czemu?
– Bo z potrzebą jest jak z dziewczyną, lepiej żeby niespodziewanie nie zachodziła – spuentował Belfer i odszedł, żegnany śmiechem i uznaniem swych uczniów.
***
Bal to był nad bale i długo można byłoby opowiadać. W każdym razie, gdy historyk rozpoczął ewakuację własnej persony, jego ulubione trzeciaczki dopadły go, aby zrobić sobie z nim zdjęcie. Jako że prawie wszystkie osoby chętne do zdjęcia były dziewczynami, a żadna nie chciała opuścić kadru, aby owo zdjęcie uczynić. W ostateczności znalazła się jakaś mama, niemal siłą przyciągnięta przez swą córcię i przymuszona do zrobienia zdjęcia. Zatem chwyciła aparat i poczęła instruować pozujących do fotografii: „Zróbcie głupie miny!… Powiedzcie: ser!… Powiedzcie: sex!…” Wszyscy posłusznie wykonywali polecenia/rozkazy kobiety, aż do ostatniego. Przy tymże, kiedy uczennice, jak jeden mąż/żona powtórzyły po fotografce „sex”, Belfer zawołał: „prokurator!”
Skomentuj
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.