Jerzy Chromik. Publicysta. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego i Uniwersytetu Warszawskiego. Reportaż dyplomowy obronił w pracowni Krzysztofa Kąkolewskiego. Zadebiutował w tygodniku „Sportowiec”. Publikował również w „Meczu”, „Expressie Wieczornym” i „Przeglądzie Sportowym”. Przeprowadził wiele głośnych wywiadów (najsłynniejszy to Spowiedź napastnika z Dariuszem Dziekanowskim). Autor demaskatorskich tekstów o korupcji w polskiej piłce. Konsultant filmu Piłkarski poker Janusza Zaorskiego. Od 15 lat w TVP Sport.
Wspomniana książka to biografia będącego wciąż w olimpijskiej formie (mogliśmy się o tym naocznie przekonać podczas w klubowej kawiarence Orląt) trenera polskiej reprezentacji, Andrzeja Strejlaua. Jak żartuje obecny opiekun polskiej młodzieżówki, bohater książki pamięta nawet „kto jaką kartą wyszedł na lotnisku w Taszkiencie”.
Zadaniem spisującego wspomnienia było raczej trzymanie się pewnej chronologii, powściągnięcie urokliwego zbaczania w dygresje, dykteryjki i anegdoty, choć tych też w „On, Strejlau” (nawiązanie do autobiografii „Ja, Ibra”) nie zabraknie.
Z wujasem powtarzamy czasem anegdotę, gdy podczas oglądania piłki rozlega się dźwięk telefonu. Co za idiota dzwoni do mnie w czasie meczu? – zwykł mawiać Strejlau do żony, podającej mu słuchawkę. Zorientowani wiedzą, że bohater książki ma w domu kilka telewizorów i na którym z nich popołudniami ktoś zawsze gdzieś gra.
Chciałbym się jednak skupić na współautorze książki, redaktorze Jerzym Chromiku. Bez cienia przesady, legendzie polskiego dziennikarstwa sportowego. Jednym z jego wychowanków jest najlepszy komentator Jej Wysokości Premiership, Andrzej Twarowski z Canal+.
Ukończył dwuletnie Pomagisterskie Dzienne Studia Dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Pisał reportaż dyplomowy o żołnierzu generała Franciszka Kleeberga – jednym z ostatnich żyjących uczestników bitwy pod Kockiem. Promotorem był Krzysztof Kąkolewski – wybitny reportażysta.
Za swojego mistrza absolwent I LO uważa Macieja Biegę, opiekuna stażu w tygodniku „Sportowiec”(później stał się miesięcznikiem, ukazywał się do ’95 roku).
Kiedy uzyskałem drugi dyplom ukazało się akurat ogłoszenie w „Sportowcu” o poszukiwaniu stażysty, więc pobiegłem tam co sił. Ten tygodnik miał najwybitniejszych dziennikarzy. Wspomniany Maciej Biega, o piłce nożnej pisał Krzysiek Wągrodzki, o tenisie i siatkówce Zdzisław Ambroziak. Dostałem biurko przy Biedze i Wągrodzkim. Zapytali mnie czym chciałbym się zajmować, to odpowiedziałem, że piłką nożną. Usłyszałem, że mam małe szanse. Po pewnym czasie mnie zaakceptowali i pracowali nad moimi tekstami. To jest kluczowe, bo żadne studia nie dadzą szansy na poprawę stylu, dopóki nie ma obok kogoś piszącego lepiej od ciebie – mówił w wywiadzie dla „Retro futbol”.
„Redaktorów” mamy kilku, reszta to rzemieślnicy słowa
We wspomnianym wywiadzie mówi: na tytuł „redaktora” powinno się zasłużyć, bardzo nie lubię, gdy ktoś zwraca się do mnie per „panie redaktorze”. Nie jestem przypadkowy w tym zawodzie, ale redaktorami byli Maciej Biega, Krzysiek Wągrodzki, Zdzisiek Ambroziak, Andrzej Person, kilku innych. Z obecnych na rynku na ten tytuł zasługują chłopcy z „Rzeczpospolitej”. Właściwie każdy kto się tam pojawił został doprowadzony przez Mirka Żukowskiego i Stefana Szczepłka do poziomu niedostępnego dla konkurencji: Paweł Wilkowicz, Michał Kołodziejczyk, teraz Piotr Żelazny . To są „moi” redaktorzy.
Reżyser „Piłkarskiego Pokera”, Janusz Zaorski pracując nad filmem o korupcji w polskiej piłce, zaproponował mu współpracę.
Pozbierałem sceny z różnych artykułów i przekazałem scenarzyście – Janowi Purzyckiemu. Ten powybierał pasujące mu fakty, na przykład taki o przekręcie w A-klasie na Rzeszowszczyźnie. Za wynik 5 do 0 bez gry była w rozliczeniu skrzynka wódki. To się znalazło w filmie, tyle, że umieszczono mecz na Białostocczyźnie – wspomina.
Uczestniczył w trzech Mistrzostwach Europy (’88; ’92; ’96) i włoskim mundialu w ’90 r.
Być uczciwym wobec siebie
Nie można mieć, będąc uczciwym dziennikarzem, samych przyjaciół w świecie sportu, a wielu współczesnych piszących i mówiących ceni sobie sytuację, w której nie naraża się latami nikomu. Są wszędzie zapraszani. Nie cenię takiego dziennikarstwa. Od początku się komuś narażałem, chociaż wielu ostrzegało mnie przed konsekwencjami. Trudno. Nie byłem akceptowany w środowisku, bo nie piłem z nimi, miałem swoje ścieżki, swoje zdanie.
Nie lubię chóru tanich pochlebców, zawsze miałem swoje zdanie – rzadko popularne. Bardzo niechętnie pisałem teksty w formie laurek. Wiele osób mi to zarzucało. Od tekstów prostych jest kilka tysięcy autorów, ale nie ja. Wziąłem sobie kiedyś do serca maksymę Janusza Zaorskiego – walczę o półinteligenta, a ćwierćinteligent mnie nie interesuje. Bardzo lubię pisać między wierszami. Gdy zaczynałem publikować takie były czasy.
Dzięki Panu Redaktorowi gościliśmy w Radzyniu m. in. : Andrzeja Strejlaua, Dariusza Szpakowskiego i Michała Listkiewicza.

Skomentuj
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.