Naczelny raczył poruszyć temat, w którym czuję się być "ekspertem". Z artykułem trudno polemizować, ale pozwólcie, że przedstawię swoją historię.
Jesienią 1992 roku znajomy poinformował rodzinę, że rezygnuje z wykonywanego przez siebie zajęcia i może mnie polecić na swoje miejsce. Chodziło o działalność polegającą na rozwożeniu prasy do radzyńskich kiosków. I tak, jeszcze jako uczeń Technikum Mechanicznego w Radzyniu, rozpocząłem swoją pierwszą pracę. Pobudka 5 rano, kurs po mieście i okolicach i przed 8 meldowałem się na lekcjach. Kontakty w branży już 1 kwietnia 1993 zaowocowały rozszerzeniem tej działalności o "handel detaliczny prasą, papierosami i drobnymi artykułami przemysłowymi". Pisząc inaczej staliśmy się wraz z żoną ajentami tak zwanego kiosku "Ruchu".
Drogi Naczelny, nie pamiętam, by w którymś z radzyńskich kiosków był telefon. A co pamiętam? Zapach tytoniu. Dużą część obrotów każdego punktu stanowiły papierosy. Zakupy robiliśmy przeważnie raz w tygodniu i cały zapas trzymaliśmy na półkach z tyłu kiosku. Zapach suszonego tytoniu wypełniał całe pomieszczenie. Z tymi zapasami papierosów wiąże się ciekawa historia. Otóż, było to bardzo drogi towar. Kradzieże były "chlebem powszednim". Kioskarze mieli dwie taktyki na zabezpieczenie się przed kradzieżą. Konstrukcja kiosku nie zapewniała bezpieczeństwa, nie pomagały żadne wymyślne kłódki, gdyż zewnętrze ścianki wykonane były z materiału łatwego do sforsowania. Jedni do kiosków wstawiali szafy pancerne, inni cały towar na noc zabierali do domu. Pierwsza taktyka nie zawsze była skuteczna, bo w jednym z kiosków na peryferiach Radzynia skradziono całą szafę. Ja i żona preferowaliśmy wariant drugi. Dwa duże pudła papierosów lądowały co wieczór w samochodzie, by po chwili znaleźć się w bezpiecznym miejscu, a rano wracały wraz z nami do kiosku. Pewnego ranka stwierdziliśmy, że w tylnej ścianie naszego kiosku, na wysokości półki na której za dnia leżały pudła z papierosami jest dziura. Złodziej musiał się zadowolić "Harlekinami" - kilkoma niedrogimi książkami - romansami. Zdziwiliśmy się, gdy policja znalazła sprawcę. Wpadł, bo u jego dziewczyny znaleziono brakujące nam "Harlekiny".
Pamiętam nieograniczony dostęp do prasówki - to chyba największy plus tego zawodu, pod warunkiem, że lubi się czytać. Pamiętam bum na "encyklopedie w częściach" (czy ktoś się na nich nie zawiódł?) i pierwsze "okazjonalne" gazety z filmami DVD (pierwszy odtwarzacz DVD kupiłem mając już sporą kolekcję filmów - taka "okazja"). Pamiętam znajomych, którzy kiosk traktowali jak "punkt kontaktowy" i wpadali, by spytać, czy ktoś jeszcze mnie ostatnio odwiedził. Zmianowa praca od 6-tej do 20-tej, także w soboty (do 18-tej) i niedziele (do 16-tej) skutecznie dezorganizowała życie rodzinne. W zimie było strasznie zimno, w lecie upalnie. Pamiętam ciągłe spory z kierowcami PKS-u, by autobusami nie zasłaniali witryny kiosku. Bo musicie wiedzieć, że nasz kiosk znajdował się w głębi dawnego dworca autobusowego, który w tamtym czasie tętnił życiem i w godzinach szczytu roiło się na nim od autobusów. Pamiętam stałych klientów, którzy codziennie rano kupowali te same papierosy i tą samą gazetę i pytania: "czy autobus już odjechał?".
W dzień można było przez okno obserwować ludzkie zachowania, wieczorem z nudów odliczało się czas do końca. Raz moja żona zauważyła leżący na środku dworca banknot 1.000.000 zł (dzisiejsze 100 zł). Leżał sobie w godzinach szczytu, przechodziło koło niego kilka osób i nikt go nie zauważył. Śmiała się potem, że czekał na kogoś kto nosi okulary - chyba różowe - dodałem. Z czasem na znużenie początkowo bardzo ciekawą pracą, nałożyły się problemy finansowe wynikające z ciągłego ubywania klientów. Coraz mniej ludzi dojeżdżało do pracy autobusem, coraz więcej kupowało prasę w salonach i sklepach spożywczych, tańsze papierosy nabywali na ryneczku (ach, te podatki). I tak skończyła się moje przygoda z zawodem kioskarza, a pamiętny kiosk już tylko przez chwilę cieszył innego ajenta, by na stałe, jeszcze przed przeniesieniem dworca, zniknąć z radzyńskiego krajobrazu.
0 0
Tak rodził się radzyński konserwatywny liberalizm ;)