Dziś przypada kościelne wspomnienie świętego Wojciecha - biskupa Pragi, misjonarza, męczennika, pierwszego patrona Polski. W Radzyniu, Ostrówkach, Ulanie i Wohyniu są jego wizerunki.
Wojciech urodził się około roku 956 w Libicach w Czechach jako syn Sławnika, lokalnego księcia na Libicach, oraz jego żony Strzeżysławy. Ród Sławnikowiców był w tym czasie najpotężniejszym rodem w Czechach po dynastii panującej i rywalizował z nią o tytuł księcia zwierzchniego.
Wojciech miał być rycerzem, na co wskazuje jego imię, znaczące "pociecha dla wojska", stało się jednak inaczej. W dzieciństwie ciężko zachorował i wydawało się, że umrze. Rodzice obiecali Bogu, że jeśli przeżyje, to przeznaczony zostanie do stanu duchownego. Tak też się stało. Wojciech wyzdrowiał i zaczął być przygotowywany do bycia księdzem. Okazało się, że bardzo się do tego nadaje. Był bardzo pobożny.
Na bierzmowaniu przyjął imię Adalbert. Od tego czasu używał obu imion. W krajach niesłowiańskich bardziej znany jest pod tym drugim imieniem.
W 972 roku wysłano go na naukę do przyklasztornej szkoły w Magdeburgu w Niemczech. Po jej ukończeniu w 981 roku uzyskał święcenia kapłańskie. Dwa lata później, w roku 983, został mianowany biskupem praskim. Sprawował tę funkcję przez 6 lat. Zrezygnował w 989 roku. Powodem były liczne konflikty z wiernymi. Wojciech bardzo poważnie podchodził do swoich obowiązków i był w tym bezkompromisowy. Nie podobał mu się handel niewolnikami. W Pradze istniał wtedy ogromny targ, na którym sprzedawano ludzi w niewolę do krajów muzułmańskich. Wojciech potępiał ten proceder. Napominał też możnych, by nie żenili się ze zbyt bliskimi krewnymi, co było wtedy częste. Bywały nawet, nie tylko wśród możnych, przypadki praktykowania poligamii, co oczywiście Wojciech surowo potępiał. Pilnował przestrzegania postów. Zwalczał też nagminny w tym czasie nikolaizm, czyli żenienie się księży. Ta bezkompromisowość wywoływała konflikty. Zniechęcony nimi Wojciech w końcu zrezygnował. W 989 roku wyjechał do Rzymu. Skarżył się papieżowi: "Powierzona trzoda nie chce mnie słuchać". Ten odnosi się do tych skarg ze zrozumieniem. Nie odwołał wprawdzie Wojciecha z funkcji biskupa, ale zawiesił na pewien czas sprawowanie funkcji. W tym czasie jego funkcje biskupa sprawował w zastępstwie kierujący sąsiednią diecezją biskup miśnieński Falkold. Papież poradził też Wojciechowi oddanie się kontemplacji. Przyszły święty posłuchał tej rady i wstąpił do zakonu benedyktynów. Po jakimś czasie dołączył tam do niego jego młodszy brat Radzym (Radzim) Gaudenty.
Tymczasem z Czech zaczęły docierać żądania powrotu, szczególnie po śmierci Falkolda. Papież przychylił się do tych żądań i w końcu nakazał Wojciechowi wrócić.
W 991 roku Wojciech przybył z powrotem do Czech. Towarzyszył mu brat oraz grupa zakonników. Razem założyli klasztor w Brzewnowie, niewielkim mieście w okolicach Pragi, obecnie będącym już częścią czeskiej stolicy.
Po powrocie Wojciech zajął się budową nowych kościołów, te bowiem w Czechach stały jedynie w kilku większych ośrodkach. Oprócz tego zaczął wysyłać misjonarzy na Węgry, które w tym czasie przyjęły chrześcijaństwo.
Wkrótce doszło jednak do kolejnego konfliktu, i to dużo poważniejszego niż te sprzed wyjazdu do Rzymu. Otóż żona przedstawiciela rodziny Wrszowców, najpotężniejszego w Czechach rodu po panujących Przemyślidach i Sławnikowicach, zdradziła swego męża. Ten postanowił ją z zemsty zabić. Biskup dał jej schronienie. Rozwścieczony mąż nasłał siepaczy, którzy wywlekli ją siłą i zabili na oczach biskupa. Rozgniewany tym okrucieństwem Wojciech obłożył ekskomuniką morderców, rodzinę Wrszowców i ich poddanych.
Tymczasem rządzący w tym czasie Czechami książę Bolesław II postanowił wykorzystać sytuację. Wspominałem już, że Sławnikowicowie byli lokalnymi książętami na Libicach, uznającymi wprawdzie formalnie władzę rezydujących w Pradze książąt zwierzchnich z dynastii Przemyślidów, jednakże wciąż zdradzającymi tendencje separatystyczne oraz kontaktujących się za plecami Przemyślidów z Niemcami i Polakami.
W czasie gdy załamany Wojciech w towarzystwie Radzyma Gaudentego znowu wyjechał do Rzymu, nie mogąc wytrzymać w Pradze po zabójstwie żony Wrszowca, doszło do najazdu na Libice wojów księcia Bolesława. Niemal cała rodzina Sławnikowiców zostaje wymordowana. Poza nieobecnymi Wojciechem i Radzymem Gaudentym życie udaje się uratować jedynie drugiemu z braci Wojciecha, Sobieborowi, któremu udało się zbiec.
Wojciech i Radzym nie mieli do czego wracać. Ujął się za nim jego bezpośredni kościelny zwierzchnik, arcybiskup moguncki, który poprosił niemieckiego cesarza o interwencję w sprawie Wojciecha. Właśnie przy tej okazji cesarz Otton III poznał czeskiego biskupa. Duchowny wywarł na władcy duże, bardzo pozytywne wrażenie.
Wojciech był zniecierpliwiony przeciąganiem sprawy i spragniony jakiegoś działania, dlatego opuścił Niemcy i przybył do Polski, na dwór księcia Bolesława Chrobrego. Polski władca przyjął go bardzo dobrze. Wojciech próbował pomagać w chrystianizowaniu kraju. Gdy zapytał Chrobrego, czy są jacyś poganie poza jego państwem, ten ostatni wskazał mu Prusów, bałtycki lud mający siedziby na północny wschód od ówczesnego państwa polskiego. Święty postanowił wyruszyć do nich, by nieść im Dobrą Nowinę. Chrobry dał mu zbrojną obstawę złożoną z 30 wojów i zorganizował podróż. Przed udaniem się do Prusów wstąpił do Gdańska. Tam odniósł jedyny w życiu sukces ewangelizacyjny. Mieszkańcy nadmorskiego miasta masowo przyjęli chrzest od przybysza.
Potem wyruszył w dalszą drogę do Prusów. Odprawił zbrojną obstawę i wszedł do kraju Prusów jedynie w towarzystwie brata Radzyma Gaudentego oraz polskiego służącego Boguszy. Gdy napotkał miejscowych, próbował, korzystając z tłumaczenia, przemówić do nich i namówić do przyjęcia wiary chrześcijańskiej. Prusowie odnieśli się do niego z wrogością i kazali iść precz. Tuż przed drogą powrotną postanowił odprawić Mszę Św. dla swoich towarzyszy. Prusów to rozdrażniło. Nie rozumieli sensu chrześcijańskich obrzędów i sądzili, że im zaszkodzą. Na dodatek msza miała być odprawiona w gaju uważanym przez nich za święty w ich wierze. Wojciech został ugodzony włócznią i toporem. Potem ucięto mu jeszcze głowę i wbito na pal. Nastąpiło to 23 IV 997 roku.
Prusowie pozwolili Radzymowi i Boguszy odejść wolno. Gdy przebyli oni całą drogę, dotarli na dwór Bolesława Chrobrego i opowiedzieli, co się stało, polski książę w pierwszej chwili bardzo się zasmucił. Później przyszło mu jednak na myśl, że tragedia może przynieść korzyści kierowanemu przezeń państwu. Polecił wysłać poselstwo do Prusów i wykupić zwłoki męczennika. Prusowie zgodzili się je wydać, ale kazali zapłacić tyle srebra, ile ciało ważyło. Po wykupieniu szczątki zostały sprowadzone do Gniezna i tam pochowane. Stały się cennymi relikwiami.
Zdarzenie to wywarło wielkie wrażenie w Europie. Cesarz Otton III, który miał okazję poznać Wojciecha i podziwiał go, zaczął darzyć sympatią jego także jego protektora. Doszło do słynnego zjazdu gnieźnieńskiego, w trakcie którego ustanowiono w Polsce w miejsce dotychczasowego jednego biskupstwa misyjnego pełną strukturę kościelną: trzy nowe zwykłe biskupstwa oraz stojące nad nim arcybiskupstwo w Gnieźnie. Pierwszym arcybiskupem gnieźnieńskim został nie kto inny, tylko Radzym Gaudenty, brat św. Wojciecha i świadek jego śmierci.
Na koniec warto zaznaczyć, że św. Wojciech, choć gromił grzechy, w codziennym obejściu był człowiekiem pokornym, okazującym szacunek, rozdającym pieniądze ubogim i myjącym im nogi podług nakazu Ewangelii.
Jego historia bardzo przywodzi na myśl dwa cytaty z Pisma Świętego: jeden o tym, że często nie jest się prorokiem we własnym kraju, i drugi o kamieniu odrzuconym przez budowniczych, który stał się kamieniem węgielnym.
Dzięki mądrości Bolesława Chrobrego i wykorzystaniu przez niego sytuacji Polska miała własne arcybiskupstwo wcześniej niż Czechy, które chrześcijaństwo przyjęły przed Polską, i które na własne arcybiskupstwo musiały czekać aż do XIV wieku!
Czesi poniewczasie jakby zaczęli zrozumieć błąd odrzucenia swego rodaka i dlatego... zrabowali jego relikwie podczas wielkiego najazdu w 1039 roku. To nie miało już jednak znaczenia. Kult rozwijał się w Polsce niezależnie od tego i odegrał integracyjną rolę w XI i XII wieku. Dopiero w XIII wieku nieco osłabł, gdyż został przyćmiony przez kult św. Stanisława, niemniej nadal był obecny, zwłaszcza w Wielkopolsce.
Wspaniałym, pięknym świadectwem tego kultu i samej działalności św. Wojciecha są t. zw. Drzwi Gnieźnieńskie, czyli wrota katedry w Gnieźnie odlane w XII wieku. Owe wrota mają ponad 3 metry wysokości (około 320 cm) oraz 170 cm szerokości. Przedstawiają osiemnaście kwater z płaskorzeźbami ilustrującymi zdarzenia z życia świętego Wojciecha, jego śmierć, wykupienie jego szczątków oraz pogrzeb. Jest to swoisty rzeźbiarski "komiks". Kwatera I pokazuje narodziny świętego, II - ofiarowanie go do stanu duchownego, III - oddanie na naukę do Magdeburga, IV (z kołatką) - samotną modlitwę, V - wyniesienie na tron biskupi, VI - wypędzenie przez Wojciecha diabła z pewnego opętanego, VII - sen Wojciecha, w którym Chrystus upomniał go, by potępił handel niewolnikami, VIII - upomnienie przez Wojciecha księcia Bolesława II, żeby nie handlował niewolnikami, IX - cud św. Wojciecha w postaci cudownego złożenia zbitego naczynia, X - przybycie do Prusów, XI - chrzest niektórych z Prusów, XII - kazanie wśród Prusów, XIII - ostatnia Msza Święta, XIV - męczeńską śmierć, XV (z kołatką) - wystawienie zwłok z głową wbitą na pal, XVI - wykupienie zwłok, XVII - sprowadzenie szczątków do Gniezna, XVIII - pochówek w Gnieźnie w obecności Bolesława Chrobrego.
W diecezji siedleckiej są trzy parafie pod wezwaniem świętego Wojciecha: w Górkach (woj. mazowieckie, pow. łosicki, gm. Platerów), Nowodworze (woj. lubelskie, pow. rycki, gm. Nowodwór) i Tyśmienicy (woj. lubelskie, pow. parczewski, gm. Parczew).
W Radzyniu w kościele p. w. Trójcy Świętej znajduje się rzeźba przedstawiająca dwóch pierwszych patronów Polski - św. Stanisława i właśnie św. Wojciecha. Wykonał je w 1902 roku rzeźbiarz Antoni Panasiuk. Obie figury są na ołtarzu głównym, a dokładniej obok ołtarza głównego, nad bramkami prowadzącymi za ołtarz do apsydy.
Na terenie powiatu radzyńskiego są jeszcze dwie inne rzeźby przedstawiające św. Wojciecha znajdujące się na ołtarzach - w kościele p. w. św. Stanisława w Ostrówkach oraz w kościele p. w. św. Małgorzaty w Ulanie-Majoracie. Są one nawet starsze od tej radzyńskiej: ta z Ostrówek jest z 1740 roku, ta z Ulana z ostatniego ćwierćwiecza XVIII wieku.
W powiecie radzyńskim jest jeszcze jedna rzeźba przedstawiająca świętego Wojciecha, i to jeszcze starsza, bo z przełomu XVII i XVIII wieku. Jest to jednak rzeźba dość nietypowa, bo malutka i będąca częścią... monstrancji. Znajduje się ona w kościele p. w. św. Anny w Wohyniu i jest ozdobiona dwiema niewielkimi figurkami obu patronów Polski.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu radzyninfo.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas lub użyj przycisku Zgłoś komentarz