Dziś mija okrągła, 40. rocznica śmierci Stanisław a Balińskiego – poety, prozaika, tłumacza, dyplomaty.
Stanisław Baliński urodził się 2 VII 1899 r. w Warszawie. Był synem Ignacego Balińskiego (1862-1951) – prawnika, poety i tłumacza, sędziego Sądu Najwyższego. Pisarką, autorką książek dla dzieci, była także jego matka. Baliński kontynuował rodzinne tradycje, na Uniwersytecie Warszawskim studiując prawo i polonistykę. Ukończył też Wyższą Szkołę Muzyczną. Od 1922 roku był pracownikiem... Ministerstwa Spraw Zagranicznych II RP. W latach 1924-1925 przebywał na placówce dyplomatycznej w Brazylii, potem (w latach 1925-1927) był attaché poselstwa RP w stolicy Persji (czyli dzisiejszym Iranie), wicekonsulem w Mandżurii (1929-1933) Przez jakiś czas był także nauczycielem w polskim gimnazjum w Harbinie. W r. 1934 został kierownikiem referatu rumuńskiego w centrali MSZ. W latach 1935-1937 pracował jako sekretarz, a następnie radca polskiego poselstwa w stolicy Danii, Kopenhadze. Potem aż do 1939 r. kierował referatem bałtyckim Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Po napaści hitlerowskich Niemiec wraz z innymi pracownikami MSZ został ewakuowany. Trafił do Francji, a po jej upadku w 1940 r. do Wielkiej Brytanii. Pracował dla emigracyjnego rządu. W okresie pobytu Francji był w Biurze Propagandy Ministerstwa Informacji i Dokumentacji, a potem wrócił do pracy w MSZ. Był m. in. chargé d’affaires przy emigracyjnym rządzie Czechosłowacji.
Jako pisarz zadebiutował jeszcze przed wojną. W 1924 r. ukazał się zbiór jego nowel p. t. "Miasto księżyców". Cztery lata później, w roku 1928, wydany został jego pierwszy tomik poezji "Wieczór na Wschodzie". Już na uchodźstwie ukazały się następne: "Wielka podróż" (1941), "Rzecz sumienia" (1942), "Tamten brzeg nocy" (1943), "Trzy poematy o Warszawie" (1945), "Wiersze zebrane 1927-1947" (1948). W tym ostatnim zbiorze jako odrębna jego część znalazł się cykl wierszy "Ballady i pieśni emigranckie".
Baliński określał siebie jako "postskamandrytę" i jest zaliczany do grona poetów inspirujących się twórczością członków grupy poetyckiej Skamander. Jego wiersze mają na ogół tradycyjną wersyfikację, są opisowe, nastrojowe, często melancholijne, nostalgiczne, wspomnieniowe.
Po II wojnie światowej Stanisław Baliński pozostał na emigracji. Nie chciał wracać do kraju rządzonego do komunistów, mimo apelu jego dawnego znajomego Antoniego Słonimskiego. Odmówił powrotu także w 1956 roku. Wierzył, że komunizm kiedyś się skończy. Za swoją bezkompromisowość zapłacił trwającym wiele lat "wymazaniem" jego nazwiska z literatury. Dopiero w 1982 r. po raz pierwszy wydano w Polsce jego książkę, aczkolwiek już wcześniej w kraju dwa jego wiersze zostały zaadaptowane na piosenki. Zmarły w tym roku Leszek Długosz, jedna z czołowych postaci słynnego kabaretu literackiego Piwnica Pod Baranami, natrafił przypadkiem na jego wiersz "Jaka szkoda". Tak mu się spodobał, że przerobił go na piosenkę i włączył do swojego repertuaru. Wcześniej jeszcze w repertuarze Sławy Przybylskiej znalazła się piosenka "Już wieczór, mój kapitanie" do słów Balińskiego (z muzyką Włodzimierza Korcza). Zamieszczam linki do obu tych piosenek.
https://www.youtube.com/watch?v=czc5alGldOY
https://www.youtube.com/watch?v=QBUxO-vEAzU
Baliński przez wiele lat po wojnie pisał artykuły do emigracyjnych czasopism – "Dziennika Polskiego" i "Wiadomości". Był też jurorem w konkursach literackich organizowanych przez to drugie pismo. W 1978 r. wydał zbiór swoich felietonów p. t. "Antrakty".
Był też tłumaczem. Tworzył przekłady poezji angielskiej, francuskiej, rosyjskiej i włoskiej, m. in. Johna Keatsa i Jacquesa Preverta. Prócz poezji tłumaczył także książki o historii i kulturze Wielkiej Brytanii oraz książki o Polsce wydane po angielsku. W 1941 r., w okresie swej pracy jako reprezentanta emigracyjnego polskiego rządu przy emigracyjnym rządzie czechosłowackim, doprowadził do wydania antologii "Z wojennej poezji Czechosłowacji".
Stanisław Baliński zmarł 12 XI 1984 roku w Londynie. Ma symboliczny grób na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Na koniec artykułu zamieszczam wiersz "Polskie lasy" i "Romans wieczorny":
"Polskie lasy"
Gdybyście mówić chciały,
lasy zielone, polskie,
gdybyście mówić umiały,
Bory Tucholskie,
Puszczo Jodłowa,
Kampinosie,
Zamojszczyzno – niosłyby się po rosie
salwy w waszych słowach ci szept ostatni:
“Dla Ciebie, Ojczyzno…”.
Drgałyby wasze drzewa,
jak napięte struny,
nutą partyzanckich pieśni,
komendą: “Lewa”,
grzmotem, jakby waliły pioruny,
jękiem, co niósł się boleśnie
w daleką, rodzinną stronę,
gdzie ściany zostały swojskie.
Lasy zielone, polskie,
niech się wasz liść kołysze
nad tysiącami miejsc, gdzie wrzos
ma barwę inną – już na zawsze.
Otulcie partyzancki los
w dywany liści najłaskawsze,
opatrzcie watą miękkich mchów,
otoczcie tchnieniem zielnej woni,
i choć nie znacie naszych słów
nućcie tym, którzy wśród ustroni
waszych zostali – piosenkę cichą
także i od nas, po wsze czasy.
Lasy zielone. Polskie lasy.
-----------------------------------------------------------------------------------------
"Romans wieczorny"
W moim kraju romantycznym, śpiewnym,
Został staw, gdzie ballady nie giną,
Opleciony brzeziną powiewną,
Opasany potrójną olszyną.
Brzegiem stawu tataraki jasne
Pną się w górę ku falistej ścieżce,
Gdzie dwa cienie, oczy niewygasłe,
Dotąd biegną, by spotkać się jeszcze.
Środkiem stawu, wikliną zarosła,
Stara łódka przepływa bezpiecznie,
Gdzie dwa cienie, krzyżując dwa wiosła
Dotąd myślą, że miłość trwa wiecznie.
Idzie wieczór. I fiołki rumieńców
Toną w stawie, jak dumki najłzawsze.
A dwa cienie wśród ciemnych kaczeńców
Dotąd szepcą: dobranoc na zawsze...
Wracam nocą nad staw i nad bluszcze,
Snem kołuję od gwiazd do poranków,
Nasłuchując czy woda nie pluszcze,
I czy nowych nie spotkam kochanków.
Lecz tam cicho. Zieloność zasycha,
Drzewa próchnem bieleją, jak kości,
Woda milczy i oczy zamyka,
Wierna cieniom i pierwszej miłości.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz